

Przez niemal wiek był sercem gospodarczym regionu, wysyłając mazurskie drewno do fabryk w Niemczech, Anglii, a nawet do Afryki Północnej. Dziś, po latach ciszy, teren dawnego tartaku w Okartowie przechodzi spektakularną przemianę. Tam, gdzie niegdyś składowano tysiące metrów sześciennych tarcicy, wyrasta luksusowy kompleks turystyczny.
Co jakiś czas Mazurska Służba Ratownicza w Okartowie na Mazurach dzieli się z nami ciekawymi informacjami związanymi z historią tego regionu. Tym razem snują opowieść o historii tartaku w tej miejscowości.
Początki nad torami
Historia zakładu nierozerwalnie wiąże się z rokiem 1911. To wtedy otwarcie pobliskiej linii kolejowej dało impuls do budowy nowoczesnego – jak na tamte czasy – tartaku. Przed wojną zakładem zarządzała firma Sägewerk Franke&Co, a jej spiritus movens był dyrektor Paul Franke. To on postawił na innowacyjność, która – paradoksalnie – mogła uratować zakład przed powojenną ruiną.
Cud roku 1945
Kiedy w marcu 1945 roku, zaledwie dwa miesiące po przejściu frontu, grupa operacyjna Ministerstwa Przemysłu wkroczyła na teren tartaku, zastała obraz zdumiewający. Podczas gdy wiele mazurskich zakładów zostało zrównanych z ziemią lub ogołoconych z maszyn przez wycofujące się wojska, tartak w Okartowie stał niemal gotowy do pracy.
Z protokołów inwentaryzacyjnych wynika, że sercem zakładu była potężna maszyna parowa o mocy 250 KM. Co najbardziej zaskakujące, zakład posiadał automatyczny system odciągu pyłów – technologię, która wówczas stawiała go w rzędzie najnowocześniejszych przedsiębiorstw w Europie Środkowej. Dzięki temu, że urządzenia uniknęły wywózki na Wschód, produkcja ruszyła już w 1946 roku. Dla porównania, słynny tartak w Rucianym potrzebował na to aż sześciu lat.
Złota era. Od Suwalszczyzny po Algierię
Lata 70. XX wieku to czas, w którym Okartowo stało się prawdziwym imperium drzewnym. Pod wieloletnim kierownictwem dyrektora Waldemara Cieżyńskiego zakład rzucił wyzwanie największym graczom w Polsce.
Przełom przyniósł rok 1975 i otwarcie nowej linii produkcyjnej. Skok technologiczny był niewyobrażalny: zaledwie 18 osób pracujących na dwie zmiany przerabiało rocznie 25 tys. m³ drewna. Cały zakład osiągnął niespotykaną wydajność 75 tys. m³ rocznie, stając się największym tartakiem w ówczesnym województwie suwalskim. Mazurska tarcica stała się towarem eksportowym, który trafiał nie tylko do Francji czy Belgii, ale również do Tunezji, Egiptu i Algierii.
Koniec epoki i nowe otwarcie
Wolny rynek lat 90. okazał się dla tartaku w Okartowie bezlitosny. Przekształcenia w spółkę "OKAR", a następnie likwidacja w 1994 roku, zamknęły rozdział przemysłowej historii mazurskiej wsi. Przez lata teren nad jeziorem czekał na nowy pomysł, a jedynym śladem po dawnej potędze były domy pracownicze i nazwa miejscowości, nierozerwalnie kojarzona z drewnem.
Dziś jednak Okartowo znów staje się placem budowy, choć dźwięk maszyn parowych zastąpiły ekipy budowlane. Na terenie dawnego zakładu powstaje nowoczesne osiedle, a w planach inwestycyjnych widnieje czterogwiazdkowy hotel oraz marina.
Historia zatoczyła koło. Okartowo, które przed wojną rozkwitło dzięki kolei, dziś stawia na żagle i turystykę. I choć po dawnych trakach i strugarkach Frankego nie ma już śladu, pamięć o tartaku, który budował dobrobyt pokoleń Mazurów, pozostaje wciąż żywa.






Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!